Co słychać u Rookie?

ObrazekPierwsze mecze nowego sezonu, udowadniają, że niektórzy zawodnicy wybrani w tegorocznym drafcie, mogą zamieszać w lidze, zaś kilku innych będzie musiało się nieźle napocić, aby spłacić dany im kredyt zaufania. Do pierwszej grupy zdecydowanie należą Michael Carter-Williams i Victor Oladipo, z kolei do drugiej na swoje nieszczęście przynależy Anthony Bennet.

Victor Oladipo wybrany z drugim numerem przez Orlando, miał kłopoty w swoich dwóch pierwszych spotkaniach, ale w kolejnych meczach pokazał się z dużo lepszej strony. Z początku jego problem była skuteczna. We wspomnianych dwóch meczach rzucał ze skutecznością 36%. W dodatku został kilka razy zablokowany przez rywali. Na szczęście psychika wytrzymała i obecnie trafia 48% zaliczając średnio 13.2 pkt, 4.6 zb i 3.6 as w ciągu 28 minut. Poza tym chłopak tworzy widowisko.

Powiedzmy sobie szczerze. Oladipo był lansowany jako przyszła gwiazda NBA, więc jego postawa nie dziwi. Co innego jeśli zaczniemy rozmawiać o Carterze-Williamsie. Został wybrany z 11 przez Philadelphię 76ers, zespół z poważnymi ambicjami, jeśli mówimy o tankowaniu. Już w debiucie przyszło mu stanąć naprzeciw obrońców tytułu z Miami. Stanąć i wygrać w niesamowitym stylu. Już w pierwszej akcji meczu, przechwycił piłkę, w kontrze wyprzedził obrońców, i skończył z góry. Później było jeszcze lepiej. Punktował, podawał, kradł i zbierał piłki. Ostatecznie zespół z Filadelfii wygrał czteroma oczkami, a sam rozgrywający zanotował fantastyczną linijkę. 22 punkty, 7 zbiórek, 12 asyst i 9 przechwytów. W debiucie. Niemal zaliczył quardable-double. Tak, powtórzę to kolejny raz. W debiucie. Co prawda jego skuteczność pozostawia jeszcze trochę do życzenia, ale pamiętajmy, że rozegrał raptem pięć meczów w lidze, a od pierwszej chwili wskoczył w buty lidera zespołu, w którym na dodatek brakuje zawodników potrafiących zdobywać punkty, podawać, kraść piłki… właściwie to brakuje tam prawie wszystkiego. A Michael jest jedynym powodem dla którego warto oglądać mecze 76ers w tym sezonie.

Obrazek

Jedni zachwycają, inni zawodzą. Pierwszy numer draftu, Anthony Bennet, nie daje kibicom Cavaliers powodów do zadowolenia. 5 punktów, 16 zbiórek i 1 asysta w pięciu spotkaniach. Fakt faktem, w żadnym spotkaniu nie zagrał dłużej niż 15 minut, ale jego statystyki to porażka. Nikt nie przewidywał, że zostanie wybrany z pierwszym numerem. Większość typowała go na 4-6 pozycję. Ale w Cleveland stwierdzili, że będzie idealnie pasował do ich składu. Problem nie tkwi jednak w samym zawodniku. Cała drużyna ma póki co rozregulowane celowniki. Nawet Kyrie Irving. Swoją drogą dopiero w jednym spotkaniu przekroczył 20 pkt. Co prawda w przegranym meczu, ale może w końcu się odblokuje i pociągnie za sobą resztę zespołu. Jeśli chodzi zaś o Benneta, to nie zanosi się, żeby prędko przekroczył 20 pkt. W obecnym tempie będzie potrzebował na to jeszcze 15 spotkań. Jego dorobek to dwa trafione rzuty wolne i jedna trójka. Szału nie ma, miejsca na poprawę całe mnóstwo. I na to liczymy Anthony.